John Kowalski John Kowalski
387
BLOG

Podkomisja śmoleńska

John Kowalski John Kowalski Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 41
W siódmą rocznicę katastrofy smoleńskiej, uformowana rok temu przez Antoniego Macierewicza oficjalna podkomisja mająca ponownie badać katastrofę, przedstawiła wyniki swojej pracy w postaci 42 minutowego filmu.

Po roku pracy podkomisji, i jak to Macierewicz  określił, "po setkach eksperymentów", nic innego się jednak z tego filmu nie dowiadujemy oprócz tego, co już wcześniej przedstawiał Zespół Parlamentarny Macierewicza, złożony nota bene z tych samych wannabe ekspertów co rzeczona podkomisja. Kluczowymi konkluzjami wytężonych prac jest zatem przelot samolotu ponad brzozą, wybuch i "naprowadzanie na śmierć" przez kontrolę lotniska.

Przypomnijmy "ekspertom" z podkomisji śmoleńskiej podstawowe fakty, które pomijają z uporem godnym śmondaka:

1. Samolot nie przeleciał ponad brzozą, ponieważ przed brzozą, na brzozie i po brzozie były ślady jego przelotu w postaci przycinki krzaków i drzew na wysokości zaledwie kilku metrów. Samolot zaczął gubić poszycie jeszcze przed brzozą kolidując z przeszkodami terenowymi w postaci drzew i krzaków. Kolizje przed brzozą słychać w nagraniu CVR w analizie Pawła Artymowicza, który zsynchonizował dżwięk z trasą przelotu. W brzozie znaleziono wbite w pień blachy skrzydła. Jest to dowód na kolizję, a naoczny świadek, dr. Bodin, widział uderzenie samolotu w brzozę. Podkomisja śmoleńska twierdzi jednak, że samolot przeleciał ponad brzozą i zaczynał się sam rozpadać przed nią. Dlaczego i jak? Nie wiadomo.

2. Podkomisja śmoleńska twierdzi, że był wybuch który rozczłonkował samolot na tysiące części. Przypomnijmy, że czarna skrzynka CVR znajdowała się w ogonie samolotu i refestrowała dżwięk z przeciwległego końca samolotu, z kokpitu, do samego momentu uderzenia samolotu w teren. Jak to możliwe żeby CVR rejestrował dżwięk z kokpitu, kiedy pomiędzy nim a kokpitem miał być wybuch rozczłonkowywujący samolot na tysiące części, łącznie z kablami? Takie zjawisko może tylko wyjaśnić śmoleński śmondak.

3. Kontrola lotniska miała według podkomisji "naprowadzać samolot na śmierć" i jednocześnie wielokrotnie informowała załogę, że wrunków do lądowania nie ma, jeszcze przed rozpoczęciem podejścia. Ale widocznie według mentalności śmondackiej nie ma tu żadnej niespójności. Przypomnijmy więc, że kontrola zgodziła się na rozpoczęcie podejścia samolotu do lądowania na wyraźną prośbę kapitana samolotu. Przypomnijmy również, że kontrola zezwoliła na zejście jedynie do minimum lotniska, do 100 metrów, z instrukcją gotowości na odejście z tej wysokości na drugi krąg. Przypomnijmy wreszcie, że kontroler PAR (naprowadzanie radarowe) kończy odpowiedzialność za naprowadzanie z chwilą osiągnięcia przez samolot minimum lotniska (w Smoleńsku 100 m). Gdyby kontrola w Smoleńsku naprowadzała samolot nawet na pobliskie kartoflisko, to pilot w warunkach braku widoczności powinien odejść z wysokości 100 m. Decyzję o odejściu ze względu na brak widoczności na minimum podejmuje pilot, a nie kontrola.

Podkomisja śmoleńska produkuje brednie na poziomie śmondaka. Macierewicz przyznał się w rozmowie z jednym z generałów, że kombinowanie przy katastrofie ma cel polityczny. W PiS funkcjonuje powiedzenie "ciemny lud to kupi". Jedno z dugim łączy w całość podkomisja śmoleńska za ciężkie pieniądze polskiego podatnika.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka